Crashlands 2 – między kosmicznym absurdem a survivalowym zenem
Crashlands 2 to gra, która najpierw cię zirytuje. Potem oczaruje. A na końcu – jeśli dasz jej szansę – to kompletnie wciągnie. Spędziłem z nią kilkadziesiąt godzin i muszę przyznać jedno: to jedna z najdziwniejszych, a jednocześnie najbardziej relaksujących gier, jakie ograłem w ostatnich miesiącach.
Nie potrzebujesz tu jedzenia, picia, ani siły witalnej do trzymania motyki. Tu po prostu się buduje, zbiera, gada z dziwnymi obcymi i eksploduje rzeczy. Właściwie wszystko eksploduje – wrogowie, drzewa, skały, nawet fabuła.
Kosmiczna historia bez nudy

Wcielasz się w Flux – międzyplanetarnego kuriera, który po raz drugi rozbija się na planecie Woanope. Zniszczony dom jakiegoś biedaka szybko staje się twoją bazą wypadową. I tak zaczyna się przygoda, która jest o wiele bardziej fabularna niż większość gier survivalowych. Tu nie tylko craftujesz – tu poznajesz historię, rozwiązujesz questy, zaprzyjaźniasz się z obcymi. Niektórych NPC-ów pamiętam jeszcze z jedynki, co dodało trochę nostalgii. Ale bez znajomości poprzedniej części też się odnajdziesz.
Humor i absurdy
Nie będę owijał w bawełnę – dialogi są świetne. To taka kreskówkowa głupawka, która momentami przypomina „Rick and Morty” na prochach. NPC-e rzucają tekstami, które sprawiają, że co chwila się śmiałem – jak ten moment, kiedy Oowee zapytał mnie, czy mam pozwolenie na trzymanie borsuka bojowego. A potem dał mi go jako towarzysza. Borsuka. Z zębami.
Mechaniki – prosto, ale mądrze

Crashlands 2 nie próbuje być bardziej skomplikowane, niż musi. Crafting? Wchodzisz w menu, klikasz i gotowe. Potrzebujesz składnika? Gra ci pokaże, skąd go wziąć. Nie ma tutaj kombinowania na poziomie Factorio czy Valheima. I dobrze. To gra, która ma cię odprężyć, a nie zmusić do otwierania Excela.
Największy szacunek mam za system jakości życia (QoL). Nie ma limitu ekwipunku, nie tracisz przedmiotów na zawsze po śmierci, a mapa pełna jest teleportów. Przypomina mi to, jakby ktoś zebrał wszystkie irytujące aspekty gatunku i… wyrzucił je do kosza.
Walka i grindowanie – tu bywa różnie
No dobrze, ale nie wszystko tu lśni jak kryształowy grzyb z biomu Śluzowych Gór. Walka to momentami chaos totalny. Ekran wybucha, wszystko się rusza, a ty nie wiesz, czy właśnie pokonałeś przeciwnika, czy sam zginąłeś. Dodatkowo, jeśli planujesz zebrać wszystkie zbroje – szykuj się na spory grind. Zdecydowanie polecam używać perków i przedmiotów przyspieszających zbieranie. Ja przez dobre 10 godzin tylko zbierałem minerały i biegałem w kółko.

Dla fanów osiągnięć gra ma całkiem sporo do zaoferowania. Ale uwaga – część trofeów można przegapić, jeśli nie zaczniemy gry na najwyższym poziomie trudności. I choć „Challenge Mode” brzmi groźnie, to da się go ogarnąć – szczególnie z pomocą teleportów i zwierzaków bojowych. Tak, są tu zwierzaki. Tak, można je głaskać.
Wnioski z innego świata
Crashlands 2 to idealna gra na reset głowy. Nie zaskoczy cię głębokim systemem craftingu, ale da ci masę śmiechu, tonę eksploracji i świat, który naprawdę chce się poznawać. To nie gra dla fanów symulatorów przeżycia z krwawiącymi ranami i temperaturą ciała. To gra dla tych, którzy chcą odpocząć wśród śluzaków i gadających roślin.
Poleciłbym ją każdemu, kto ma ochotę na coś lekkiego, zabawnego i dziwnego – w najlepszym tego słowa znaczeniu.
No i serio. Głaszczcie te zwierzaki. To najlepszy ficzer.
Rozgrywka | |
Grafika | |
Dźwięk | |
Przyjemność z gry |