Recenzja dnia: The Precinct
The Precinct to gra, która od pierwszych minut wciąga jak najlepsze filmy kryminalne z lat 80. Neonowe ulice, synthwave’owa ścieżka dźwiękowa i niekończące się przestępstwa do rozwiązania – to wszystko sprawia, że Averno City czuje się jak żywy organizm. Ale czy ten policyjny sandbox jest wart Twojego czasu?
Co działa? Nostalgia, klimat i wolność

The Precinct to przede wszystkim miłość do epoki, w której gliniarze jeździli muscle carami, a gangsterzy uciekali w stylu. Świat gry jest pełen detali – od reklam rodem z „Miami Vice”, po przypadkowe komentarze przechodniów, które potrafią rozbawić („Hej, to ten gliniarz, który znowu wsadził się w krzaki!”).
Sandboxowa natura gry to jej największa siła. Możesz być surowym stróżem prawa, który ściga każdego, kto przekroczy prędkość, albo „luzakiem”, który ignoruje drobne wykroczenia, skupiając się na większych akcjach. System wezwań jest różnorodny – od banalnych mandatów za parkowanie po napady na banki. Uwielbiam moment, gdy stoję obok samochodu z kończącym się parkingiem i wręczam mandat w sekundę po upływie czasu. To małe, ale satysfakcjonujące zwycięstwo.
Jazda radiowozem (a nawet helikopterem!) to czysta przyjemność, choć fizyka pojazdów bywa kapryśna. Muscle car potrafi zawstydzić niejedną grę wyścigową, ale pod górkę czasem staje się bezużyteczny – jakby silnik nagle zapomniał, jak działa.
Co psuje zabawę? AI, bugi i chaos

Niestety, The Precinct ma problemy typowe dla wczesnych sandboxów. AI kierowców potrafi zablokować całą ulicę, bo nie wie, jak ominąć radiowóz. Backup policyjny przyjeżdża, ale jego pojazdy znikają wolniej niż moja cierpliwość, tworząc korki godne Los Santos.
System wezwań bywa przytłaczający. Gdy już biegasz za złodziejem torebki, nagle słyszysz o strzelaninie trzy ulice dalej, a po drodze ktoś ucieka po włamaniu. Czasem grywalność przypomina „whack-a-mole” z kryminalistami – ledwo uporasz się z jednym, a trzy nowe problemy wyskakują w tych samych miejscach.
Największy błąd? Niespójność kar. Czasem gangster przejedzie przechodnia, a gra uzna, że „to nie jego wina”. Innym razem dostajesz punkty za areszt, choć podejrzany uciekł. To trochę jak w prawdziwej służbie – system nie zawsze ma sens, ale musisz się z nim pogodzić.
The Precinct vs. inne gry policyjne

Jeśli porównać The Precinct do LA Noire, brakuje tu głębi narracyjnej, ale za to jest więcej swobody. To bardziej „GTA 2 w mundurze” niż symulator policyjny. Nie ma tu kar za porażkę – poległeś? Wracasz do akcji jak bohater filmu klasy B. To podejście ma urok, ale brak konsekwencji może zniechęcić fanów realismu.
Czy więc warto..?
The Precinct to gra pełna niedoskonałości, ale też niesamowitego uroku. Jeśli kochasz klimat lat 80., synthwave i chaos sandboxa, polecam ją jak gorącą kawę w radiowozie. Ale jeśli szukasz dopracowanego symulatora, lepiej poczekać na poprawki.
Plusy:
- Klimat lat 80. w pixel-artowym wydaniu.
- Świetna ścieżka dźwiękowa i różnorodne wezwania.
- Swoboda działania i brak kar za porażkę.
Minusy:
- AI bywa frustrujące.
- Bugi i powtarzalne lokacje zdarzeń.
- Fizyka pojazdów czasem zawodzi.
Ocena: 8/10
Rozgrywka | |
Grafika | |
Dźwięk | |
Przyjemność z gry |