Recenzja dnia: Tempest Rising
Jeśli kiedykolwiek tęskniłeś za czasami, gdy Command & Conquer i StarCraft rządziły gatunkiem RTS, Tempest Rising jest jak znalezienie lodówki pełnej piwa po godzinach w pracy. To nie rewolucja, ale solidna, dobrze zaprojektowana gra, która wie, skąd pochodzi – i nie wstydzi się tego. Po kilku dniach z kampaniami i trybem skirmish mogę śmiało powiedzieć: to najlepszy klasyczny RTS od lat. Ale czy idealny? Nie. Czy satysfakcjonujący? Absolutnie.

Od pierwszego uruchomienia Tempest Rising sprawia wrażenie dopracowanego. Interfejs jest czysty, zasoby (energia, tytan, kredyty) łatwe do ogarnięcia, a jednostki mają tę „klasyczną” wagę – czołgi jeżdżą jak czołgi, a piechota ginie tak szybko, jak powinna. Brakuje przewijania mapy prawym przyciskiem myszy (dlaczego?!), ale po godzinie przestaje to boleć. Gra działa płynnie nawet na moim starszym laptopie (GeForce 1650ti), a efekty wybuchów i tekstury potrafią zaskoczyć detalami.
Dwie dostępne frakcje (Global Defense Force i Dynasty) oferują kampanie, które nie są po prostu serią losowych misji. Każda ma swoją narrację, postacie z charakterem (choć nikt nie przebije Kane’a) i stopniowo wprowadza nowe mechaniki. Misje bywają długie – niektóre potrafią zająć ponad godzinę – ale nie czuć monotonii. Jedyny minus? Niektóre ulepszenia w drzewku technologii są po prostu… zbędne. Po co płacić za „skradzioną technologię”, skrą można ją zdobyć, przejmując wrogią bazę?

- Ścieżkowanie jednostek to ogromny krok naprzód w porównaniu do starych części C&C. Żołnierze nie blokują się nawzajem jak gapie na przystanku autobusowym.
- System zasobów jest prosty, ale wymaga myślenia – tytan jest rzadki, więc ekspansja jest kluczowa.
- Jednostki powietrzne są zbyt mocne (helikoptery potrafią zniszczyć całą bazę, jeśli nie masz obrony), ale developerzy już zapowiedzieli balans.
Multiplayer i Skirmish
- Tylko 9 map i brak trybu dla 6-8 graczy to spory minus.
- Brak systemu replay (na razie) boli, szczególnie dla tych, którzy chcą analizować swoje porażki.
- Limit jednostek (pop-cap) w trybie skirmish może irytować purystów, choć osobiście rzadko go przekraczałem.
Tak, wiemy – trzecia frakcja (Tempest) jest dostępna tylko w kampanii, a w multiplayerze pojawi się później. Szkoda, bo walka przeciwko nim w kampanii to była frajda – ich technologie są dziwne w dobrym tego słowa znaczeniu.

Muzyka i atmosfera
Ścieżka dźwiękowa to majstersztyk. Elektroniczne motywy mieszają się z industrialnymi dźwiękami, idealnie pasując do postapokaliptycznego klimatu. Gdy pierwszy raz usłyszałem temat główny, miałem ochotę wstać i salutować jak generał przed monitora.
Czy warto kupić?
Tak, ale z zastrzeżeniami. Jeśli szukasz:
- Klasycznego RTS z kampaniami, które nie są afterthoughtem.
- Gry, która nie próbuje być innowacyjna za wszelką cenę, ale robi to, co robi, bardzo dobrze.
- Nostalgicznego klimatu C&C bez płacenia za remaster.

…to Tempest Rising jest świetnym wyborem. Jeśli jednak oczekujesz:
- Pełnego multiplayer experience od dnia premiery (brakujące mapy i frakcja).
- Rewolucji w gatunku – tu znajdziesz ewolucję, a nie przełom.
Ostateczna ocena: 8/10
Tempest Rising to gra, która wie, czego chce, i wykonuje to z przekonaniem. Ma wady, ale są one jak dziura w ulubionej skarpetce – irytuje, ale nie psuje całej przyjemności. Jeśli developerzy będą ją wspierać (więcej map, balans, trzecia frakcja), może stać się początkiem nowej serii, na którą czekaliśmy od lat. A na razie? Cieszmy się, że RTS wciąż żyje. I to w tak dobrym stylu.
Rozgrywka | |
Grafika | |
Dźwięk | |
Przyjemność z gry |