deadzone rogue cover

Recenzja dnia: Deadzone: Rogue

Deadzone: Rogue to tytuł, który od pierwszych chwil stara się przekonać gracza, że mamy do czynienia z pełnoprawnym roguelite FPS. Niestety, po kilkunastu godzinach spędzonych w kosmicznych ostępach tej produkcji, trudno oprzeć się wrażeniu, że to raczej szkielet gry niż gotowy produkt. Owszem, podstawy są solidne – strzelanie jest satysfakcjonujące, a sama rozgrywka działa płynnie nawet w największym tłoku przeciwników. Problem w tym, że poza tym fundamentem nie ma zbyt wiele treści, która utrzymałaby zainteresowanie na dłużej.

image 4

Weapons, które powinny być sercem każdej strzelanki, okazują się tutaj wyjątkowo bezpłciowe. Owszem, różnią się statystykami, ale brakuje im charakteru – większość to po prostu kolejne warianty pistoletów i karabinów, które strzelają zwykłymi pociskami. Gdzie są egzotyczne rozwiązania, takie jak broń emitująca fale uderzeniowe czy granaty zakrzywiające czasoprzestrzeń? W Deadzone: Rogue nawet żywioły, które teoretycznie powinny urozmaicać walkę, ograniczają się do niewielkich bonusów do obrażeń, z wyjątkiem lodu i grawitacji, które przynajmniej zmieniają dynamikę potyczek. Szkoda, że reszta systemu nie idzie w ich ślady.

Proceduralna generacja poziomów, choć technicznie obecna, nie wnosi niczego ekscytującego. Pomieszczenia są tak bardzo powtarzalne, że po kilku rundach można je rozpoznać z zamkniętymi oczami. Brakuje sekretów, ukrytych ścieżek czy chociażby wyraźnych wariacji wizualnych, które sprawiłyby, że eksploracja miałaby jakikolwiek sens. W efekcie cała rozgrywka sprowadza się do mechanicznego przeczesywania kolejnych identycznych korytarzy, co szybko zaczyna nużyć.

image 5

Jednym z największych problemów Deadzone: Rogue jest jednak jego podejście do tempa rozgrywki. Podczas gdy przeciwnicy w późniejszych etapach gry poruszają się z prędkością pocisku, gracz wciąż dryfuje po mapie jak statek towarowy z uszkodzonym silnikiem. Bez odpowiednich augmentów zwiększających mobilność, niektóre walki stają się po prostu frustrujące – zwłaszcza gdy fale wrogów zalewają nas z każdej strony, a my nie mamy fizycznej możliwości, aby się przed tym obronić.

Czy oznacza to, że gra jest kompletną porażką? Nie do końca. Mimo wszystkich mankamentów, podstawowa pętla rozgrywki – zabijaj, umieraj, ulepszaj się – działa na tyle sprawnie, że może zająć na kilka wieczorów. Kooperacja dla trzech graczy dodaje trochę życia całemu doświadczeniu, choć i tu brakuje głębszych mechanik współpracy, które wyróżniałyby ten tryb na tle innych gier.

image 3

Podsumowanie: Deadzone: Rogue to obiecujący projekt, który potrzebuje jeszcze wiele pracy

Deadzone: Rogue to gra, która mogłaby być świetna, gdyby tylko miała więcej… wszystkiego. Więcej różnorodności w broniach, więcej prawdziwie proceduralnych poziomów, więcej szalonych augmentów, które zmieniają sposób gry, a nie tylko podkręcają statystyki. Na razie jednak pozostaje jedynie przyzwoitym, ale bardzo przeciętnym strzelcem roguelite, który może zadowolić tylko tych, którzy nie mają wygórowanych oczekiwań. Jeśli twórcy włożą w rozwój tytułu jeszcze sporo pracy, być może za rok czy dwa będzie to pozycja warta uwagi. Na ten moment jednak polecam raczej poczekać na poważniejsze aktualizacje lub przynajmniej sporą przecenę.

Ocena: 7/10 – Solidna podstawa, ale brakuje jej duszy i polotu, który mógłby wyróżnić ją na tle konkurencji.

Rozgrywka
Grafika
Dźwięk
Przyjemność z gry
Nasza ocena jakości
Ocena użytkowników:
[Oddanych głosów: 0 Średnia ocena: 0]

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *