Date Everything: zalotna suszarka, rapujący kibel i depresja w roli głównej
Zdarzało mi się grać w różne symulatory randkowe — od tych klasycznych, aż po romans z pułkownikiem Sanders’em. Ale Date Everything! to zupełnie inny wymiar randkowania. I to dosłownie – bo zamiast ludzi, serce oddajemy… domowym sprzętom. Tak, flirt z pralką, konfrontacja z lampą biurkową i emocjonalne zbliżenie do dymnego czujnika stały się częścią mojego dnia. I, o dziwo, to wszystko ma sens.
Gra startuje od mocnego akcentu: dostajesz pracę w korporacji i tracisz ją po jednym dniu, bo zastępuje cię AI. Zamiast szukać nowego etatu, zakładasz magiczne okulary Dateviators, które umożliwiają… randkowanie z przedmiotami w twoim domu. To nie tylko absurdalne — to także zaskakująco trafna satyra na nasze relacje ze światem i samymi sobą.

Mój pierwszy romans? Ręcznik łazienkowy o imieniu Tyrell, który marzy o tym, żeby zostać ręcznikiem plażowym. Prawie się wzruszyłem, kiedy mówił o piasku i wolności. Potem poszło już z górki — zadziorna suszarka, rozczarowany życiem piekarnik i… buntownicza kaczuszka kąpielowa o imieniu Rebel, której nienawidziłem od pierwszego zdania. I właśnie to jest piękne — możesz tu kogoś kochać, nienawidzić, zostać przyjacielem albo wpakować się w toksyczną relację z wentylacją. Serio.
Pod kątem rozgrywki gra to klasyczny sandbox z elementami RPG. Chodzisz po swoim domu w 3D, celujesz w przedmioty, „aktywujesz” ich duszę i wchodzisz w interakcje. Rozmawiasz, zdobywasz punkty w pięciu statystykach (Sass, Charm, Smarts, Poise, Empathy) i odblokowujesz nowe ścieżki relacji. Brzmi jak parodia? Tak. Ale działa zaskakująco dobrze.

Sercem gry są jednak dialogi i postacie. Każdy z ponad 100 “dateables” jest unikalny, w pełni udźwiękowiony i ma własną historię. Głos rapującego klozetu w wykonaniu Maxa Mittelmana? Absolutne złoto. Johnny Splash – prysznic z kompleksem Elvisa? Też kupuję. Do tego ogromna ilość purnonsensowego humoru, który trafia idealnie — bez żenady, z wyczuciem.
Czy gra jest idealna? Nie. Zdarzają się momenty, gdzie tempo siada, a niektóre postacie są trudne do znalezienia bez użycia aplikacji Roomers (wewnętrznego systemu podpowiedzi). Ale to właśnie zachęca do eksploracji. A jeśli coś wydaje ci się niewygodne — system Content Aware pozwala uniknąć trudnych tematów bez konsekwencji.

Po tygodniu grania miałem odblokowane zaledwie 87 postaci. Gra wciąga jak serial na Netflixie — “jeszcze tylko jedno spotkanie”, “jeszcze tylko jedna randka z pojemnikiem na śmieci”… i nagle trzecia nad ranem. Ale w tym szaleństwie jest metoda. Bo Date Everything! to nie tylko żart — to przemyślany, zaskakująco inkluzywny tytuł, który pokazuje, że każda rzecz (czy osoba) może być ciekawa, inna, wartościowa.
Polecam? Zdecydowanie tak — choć nie każdemu. Jeśli szukasz klasycznej historii miłosnej rodem z Dream Daddy — możesz się odbić. Ale jeśli masz otwartą głowę, lubisz eksperymenty i chcesz zobaczyć, jak wygląda romans z kaktusem i filozofującą wagą łazienkową — to jesteś w dobrym miejscu.
Czy coś mnie zmieniło po tej grze? Tak. Teraz zanim wyrzucę starą lampkę, spojrzę jej w oczy… i powiem: „To nie ty, to ja.”
Rozgrywka | |
Grafika | |
Dźwięk | |
Przyjemność z gry |