Czy nowy Painkiller dorównuje legendzie?
Kiedy zobaczyłem, że Painkiller wraca po dwudziestu latach, byłem… podekscytowany. Ale też lekko sceptyczny. Bo co to właściwie znaczy „powrót klasyka”? Okazało się, że nowy Painkiller to nie tyle remake, co reimaginacja starej serii. Zapomnijcie o samotnym szaleństwie w purgatoryjnych labiryntach – tym razem twórcy postawili na kooperacyjne strzelanie. Tak, kooperacja. Trzy osoby (albo boty, jeśli nie masz kumpli) kontra demoniczne hordy.
Od pierwszych minut widać, że gra jest solidnie zrobiona. Optymalizacja? Bardzo dobra. Na Ultra, na moim sprzęcie, wszystko działało płynnie, zero lagów, zero craszy. Grafika nie powala, ale jak na 25 GB instalacji wygląda świetnie. Bronie są zabójcze i satysfakcjonujące – każda z nich ma alternatywne tryby strzału, które naprawdę zmieniają sposób, w jaki grasz. Lubię myśleć o tym jak o małym poligonie eksperymentów: shotgun do zbliżenia, rewolwer do kontroli tłumu, elementy alt fire do czystego chaosu i efektownych combo.
Loop gry jest prosty, ale wciągający. Musisz być szybki, agresywny i współpracować. Specjalny ruch Painkillera (domyślnie E) daje energię i pozwala wykończyć wroga jednym brutalnym atakiem. Nauczyłem się szybko, że korzystanie z niego na małych demonach do odzyskiwania energii jest o wiele efektywniejsze, niż tylko na dużych bossach. Jeśli połączysz to z odpowiednim alt fire i trafieniami w głowę, zaczynasz czuć się jak prawdziwy maszynista chaosu.
Poziomy są krótkie, ale dobrze rozplanowane. Krótkie momenty platformowe dają oddech, proste zagadki wprowadzają trochę różnorodności, a cele misji sprawiają, że nie wszystko zlewa się w jedną krwawą sieczkę. Rogue Angel, tryb roguelike, dorzuca losowość i wyzwania, więc nawet znając kampanię, wciąż można się spocić przy nowych bossach.
Oczywiście nie jest idealnie. Dubbing potrafi wkurzać – momentami kompletnie nie pasuje do klimatu. Wall launch? Nie przepadam, wolę podwójny skok. Boty są mocarne i często czuję, że robią za mnie całą robotę – solo granie jest praktycznie niemożliwe. Wybór postaci też jest ograniczony. Każda postać ma minimalny wpływ na rozgrywkę, a i tak często nie mogę wziąć swojego ulubionego bohatera, bo ktoś już go wziął.
Mimo tych wad, Painkiller potrafi wciągnąć. Eksperymentowanie z broniami i ich ulepszeniami daje mnóstwo frajdy. Shotgun, który zamraża i powoduje eksplozje wrogów? Rewolwer, który rozbija mini bossów jak papier? Czujesz moc w każdej rundzie. Nie trzeba grindować godzinami – zdobywanie kart tarota i ulepszeń broni jest proste, ale daje poczucie progresu i satysfakcji.
Podsumowując: Painkiller to nie klasyczny powrót do przeszłości, ale solidna, dynamiczna kooperacyjna strzelanka. Nie jest perfekcyjny, ale jeśli podejdziesz do niego z otwartym umysłem i dobrym składem, dostarczy masę zabawy. Na razie jestem pozytywnie zaskoczony i pewnie wrócę na kilka rund wieczorem, bo walka z demonami w takiej formie wciąga.
Plusy: świetna pętla gry, zoptymalizowane, crossplay, satysfakcjonujące bronie, zabawa w kampanii i roguelike, rozsądna cena.
Minusy: dubbing, wall launch zamiast double jump, boty zbyt mocne, ograniczony wybór postaci, brak trybu solo.
| Rozgrywka | |
| Grafika | |
| Dźwięk | |
| Przyjemność z gry |
